Leszek Smagowicz Leszek Smagowicz
341
BLOG

Ś-Ciosem Rymkiewicza kontra "W SIECI" Papkinów

Leszek Smagowicz Leszek Smagowicz Polityka Obserwuj notkę 1

Korespondując z Aleksandrem Ściosem na jego blogu (zdaję sobie sprawę, że pisząc o tym, do minimum ograniczam możliwość zaistnienia niniejszej notki na stronie głównej), który to czynnie, piórem – jak zawsze – angażuje się w„ tradycyjną kamapnię wyborczą”, zboczyliśmy z tematu.

Pan Aleksander tak podsumował cytaty z Jarosława Marka Rymkiewicza oraz zachowanie „prawych” mediów: Jak wiemy, ten ceniony twórca otrzymał niedawno tytuł "Człowieka Wolności" tygodnika „wSieci”. Kilka lat wcześniej, podobny tytuł przyznała Rymkiewiczowi "Gazeta Polska".

Traktuję te wydarzenia jako wyraz jakiejś niepojętej schizofrenii i nie pojmuję, jak tygodnik "wSieci" może honorować człowieka, którego wypowiedzi stanowią mocny akt oskarżenia wobec praktyk uprawianych przez samozwańcze "wolne media".
Nie chcę stawiać zarzutu cynizmu lub działań wybitnie "pijarowskich", ale zestawienie myśli Jarosława Rymkiewicza z tym, co robią żurnaliści z owych mediów, powinno prowokować do refleksji.

Bo, jak pogodzić taką np. myśl J.Rymkiewicza o „Polsce rosyjskich kolaborantów” -
„Nawet nazywać ich nie warto – w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą. Polska należy do nas, a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy." - z obsesją "polemik" z GW,TVN itp. i roztrząsaniem każdej reżimowej bredni przez środowisko żurnalistów z "wSieci"?

Jak zestawić inną myśl Rymkiewicza - "Nie możemy pozwolić wewnętrznym Moskalom, żeby zawładnęli naszymi umysłami. Nie możemy dać im żadnej szansy – nawet jeśli krew znów musiałaby zostać przelana." - z bajdurzeniem owych żurnalistów o "mechanizmach demokracji", z ich wiarą w sondaże i w "konstruktywną" krytykę?
Co naprawdę sądzą panowie Karnowscy o takich słowach Rymkiewicza - "W wielkiej wspólnocie żyjących nie ma miejsca ani dla wampirów, ani dla upiorów, ani dla zmór nocnych” - gdy w swojej niezależności deliberują o "zdolnościach koalicyjnych" opozycji, piszą o "taktycznych kompromisach" lub marzą o PO-PiS-ie?

Nawiązując do jego słów tak to widzę.

Założenie: ilu stałych odbiorców miałoby „medium” w dzisiejszej Polsce, które rozmawiałoby samo ze sobą?

Odbiegnę na chwilę.

Rok temu będąc na „turnusie zarobkowym za chlebem w Norwegii” starałem się przeciągnąć jednego z kolegów (absolwent katowickiego UŚ - lat35) na naszą, ciemną stronę mocy. Tematy przeze mnie poruszane: chrześcijaństwo-be, polityka-be. Miałem kilka świeżych „prawych” tygodników, a że uwielbiam czytać zawiłości – wklęsłości i wypukłości – meandrów języka polskiego, występujące we wszystkich felietonach Jana Polkowskiego, zaproponowałem właśnie artykuł autorstwa ojca krakowskiego rapera Tadka. O ile dobrze pamiętam, felieton tamten traktował min. o postrzeganiu przez amerykańską kinematografię Polski i Polaków. Uważałem, że mam ciekawy punkt zaczepienia. Kolega (bez cienia ironii), jak większość dzisiejszej oświeconej młodzieży żyje i oddycha kinem. Po pierwsze Polkowski myśli i mówi po polsku, po drugie bardzo często „zbacza” w chrześcijańską część naszego świata, na którym on przecież stoi, a po trzecie zarówno stare, jak i nowe oko kamery Hollywood bardzo często kopie nas w podbrzusze, a to pewnie wiedza do której kolega wcześniej nie dotarł. Myślałem będzie powód do kolejnego etapu naszych rozmów. Jakież było moje zdziwienie, gdy kolega ponownie nie dotarł do tej wiedzy, ba nie dotarł nawet do pierwszych słów Polkowskiego. Zatrzymał się na stronach wcześniejszych, malujących Złotego Melona, patrona również trzydziestokilkuletniej młodzieży, w krzywym zwierciadle. To było dla niego nie do przeskoczenia.

Jeżeli całkiem "normalny" kolega, "klasycznie" wyhodowany przedstawiciel dzisiejszych czasów, nie jest w stanie przeglądnąć między pozostałymi szpaltami, bez wstętu, proponowany artykuł.

Teza: „medium” takie, w warunkach dzisiejszej mediokracji, stałoby się prawdziwym medium, takim bez zbędnego cudzysłowu.

Dla samych duchów, do których sam się zaliczam. Trawestując Rymkiewicza: tego typu duchy nie mają wpuszczać do swojego świata: ani wampirów, ani upiorów, ani zmór nocnych do których należy zdecydowanie większa część społeczeństwa. Co można zatem dopowiedzieć o sygnalizowanej przez A. Ściosa schizofrenii, z przyznawanym tytułem „Człowieka wolności” przez wspomniane redakcje?

Jestem otoczony, jak my wszyscy – live i w eterze – apadrytami, jak ich nazywa A. Ścios. Wszystko pięknie. Oni patrzą na nas, jeszcze na razie, jak patrzyło się na Indian w rezerwatach. Kiedy zaczną spoglądać na nas, jak na Żydów w gettach, okiem zwykłego SS-mana? 

Zdajemy sobie z tego sprawę. Oni – wydaje się nam – nie. W takim razie, wiedząc to należałoby spróbować wybaczyć 77 raz i podjąć kolejną próbę dialogu. Nie da się? Hmm...

No właśnie nie da się. My i oni spoglądamy na siebie mówiąc w dwóch, jakże niepodobnych do siebie, różnych polskich językach. Coś odkrywczego powiedziałem? Nie. Nihil novi. Nie byłem jednak w stanie zrozumieć tego zjawiska. Dopiero „spóźniona” lektura Ryszarda Legutki „Esej o duszy polskiej (wersja2012)” spowodowała moje „nowe” otwarcie się na problem. W końcu „ich” urodzonych na tej samej ziemi, „tej ziemi”, zrozumiałem. Teraz jasno widzę, że nie ma i nie będzie nigdy w naszych próbach momentu odnalezienia wspólnego mianownika, gdyby uznać, że problemy naszego kraju da się rozwiązać polubownie sprowadzając to na język matematyki.

W okolicach Ziemkiewiczowszczyzny nazywają ten podział plemiennym. Cała prawda. Pół prawda. Gówno prawda. Dopóki wszyscy razem do kupy (żeby już zakończyć w okolicach toalety, kiedy rzygać się chce) nie zrozumiemy swojego plemienia, dopóki my żyjące jego aktywa, nie nazwiemy NASZYCH obowiązków wobec zmarłych i wobec jeszcze nie narodzonych, dopóty możemy wszystko roztrząsać w podobnych dywagacjach. Mniej lub bardziej zahaczając dzidami (piórami) o palisadę (PO-LIS-adę) tych drugich tubylców.

Tylko co zrobić, kiedy chocholi taniec grany jest na różnych instrumentach. Często źródeł tej melodii nie widać, a kobry, szczury, lemingi  - ostatnio i krowy - często i my sami razem z nimi... choć dyndamy również tu na S24, to jednak Papkinami się nazywamy.


ps.

Niestety jestem ostatnio w „rozjazdach” i nie zwróciłem uwagi, na tak rozjechanie się okrakiem „opozycyjnego” tygodnika .  Z wcześniejszych obserwacji wynikało, że więcej polemiki z reżimem zagląda do drugiego, wiodącego kolorowego magazynu wychodzącego co tydzień. Oczywiście nie mówię o zbrojnym ramieniu PiS, jakim jest tygodnik GP.

Jestem synem więźnia sumienia z lat 80-ch i Matki Królów. Mam czworo dzieci i szaloną żonę! Republikanin - anty komunista. Aktywnie wierzący.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka